czwartek, 20 grudnia 2012

Pastorapokalipsałka

Watykan 20.XII.2012

Palec Benedykta XVI nad przyciskiem atomowym zawisł z niepewnością.
- No? Co znowu? - kardynał Delgado tym razem już nie mógł ukryć irytacji. - Szefie, bywasz taką pierdołą, że czasem mam ochotę wziąć ten pastorał i zlać cię na gołe dupsko. Cholerni Niemcy i te ich historyczne kompleksy na punkcie ludobójstwa!
Ojciec święty zdjął piuskę ścierając z twarzy kropelki potu. - Scheise, czy to dziwne, że się boję? A jeśli Majowie blefują? Jeśli jutro nic by się nie stało?
Delgado zacisnął pięści, aż skrzypnął mu różaniec. - Ile starczych, pozbawionych przyjemności lat ci jeszcze zostało, że nie chcesz ich zaryzykować dla glorii Chrystusa? Tracimy siłę, jeszcze kilkadziesiąt lat i będzie po Kościele katolickim, a tak przynajmniej mamy szansę odejść z hukiem. Zobacz, oświadczenie dla prasy mam tutaj na laptopie. Jedno kliknięcie i zdążą to jeszcze nadać, zanim pierwsze rakiety uderzą w miasta. Tylko posłuchaj:

"W imieniu Jezusa Chrystusa ogłaszamy koniec świata i życzymy przyjemnej podróży w zaświaty. Z poważaniem Benedykt XVI
PS I co teraz niedowiarki?"

Delgado wciągnął powietrze do płuc. - Czy widzisz ateistów? Jak popuszczają sraczkę, gdy biegają w poszukiwaniu jakiegokolwiek krzyża? Ha, a tak walczyli, żeby je zdejmować, frajerzy! Benek, nie bądź cipą. Nie mamy nic do stracenia. Jezus zapowiedział powtórne przyjście i koniec świata jeszcze za życia ludzi, którzy go pamiętają. To znaczy, że spóźnia się jakieś dwa tysiące lat. Do kurwy nędzy, wiesz jak my z tym wyglądamy? Tacy świadkowie Jehowy przesuwali już datę apokalipsy pięć razy.
- Ja za tych małych chujków nie odpowiadam - zaprotestował papież drapiąc się po karku Pierścieniem Rybaka.
- Benny, Benny - nie widzisz całego obrazu - lamentował Delgado. - Tyle lat w tajemnicy rozstawialiśmy rakiety po kościołach na całym świecie. Igraliśmy z ogniem wożąc pluton papamobilem podczas tych cholernych pielgrzymek... Tyle przygotowań i co, teraz zaryzykujemy, że jakieś dzikusy wyprzedzą nas z końcem świata? Choć na finiszu pokażmy, że nie byliśmy w tym tylko dla pieniędzy.

- Aha! - Benedykt poderwał się z tronu. W ułamku sekundy znalazł się przy kardynale, zaskoczonym i bezradnym. Świst rozdarł powietrze. Prowadzony pewną ręką pastorał zakończył lot na zębach Delgado. Mężczyzna runął na posadzkę ciągnąc za sobą smugę krwi.

- Głupcze - wiem kim jesteś! - wykrzyknął papież. - Koniec świata wam się zamarzył, co? Moimi rękami, co? Scheise! Niedoczekanie! Maya schwein!

- Ale jak?

- Ciało Delgado przypadkowo znaleziono już miesiąc temu, w żołądku grubej tajskiej prostytutki. Och, doskonale go podrobiłeś, muszę to przyznać... Ja, richtig, fizycznie zgadzacie się co do pieprzyka na pośladku, psychicznie jednak czegoś zabrało.

- Ja też jestem Delgado. Kardynał był moim bratem bliźniakiem, a dla dobra tej akcji musiałem go zabić - zwiesił głowę agent Majów.

- Imponujące, sehr gut. Szkoda, że wybrałeś złą stronę. Tak czy siak, koniec świata poczeka. Bo dziś mein freund... - papież złowieszczo zawiesił głos przygniatając pastorałem krocze mężczyzny. - Wyśpiewasz mi gdzie jest złoto Majów.

wtorek, 30 października 2012

wtorek, 23 października 2012

Postapokalipsa na słodko


Oto pierwszy od czasów rewitalizacji bloga Dehumanizer wpis eksploracyjny. Skromny, ale cóż zrobić - dwa lata bez solidnej wyprawy i człowiek czuje zastrzyk adrenaliny na widok opuszczonej budy z hamburgerami. Całe szczęście, obiekt okazał się ciekawszy niż początkowo myślałem.

środa, 19 września 2012

Święta vs Świnia

Nowy teledysk mojego autorstwa do kawałka Devina Townsenda "Lucky Animals"  (nieoficjalny oczywiście)  i zarazem kolejna część cyklu świętofaustynowego.



środa, 25 lipca 2012

Hiperhagiografia św. Faustyny

Teaser (m.in. gry "Przygody św. Faustyny") oraz dokument prezentujący kilka nowoodkrytych faktów z życia św. Faustyny. Zalecam bezpośrednie otwarcie w YouTube w większym oknie.



czwartek, 21 czerwca 2012

Pokój z widokiem na wieko trumny


W aktualnym numerze internetowego miesięcznika Grabarz Polski (tym razem w całości jest poświęcony nurtowi bizarro) znajdziecie wywiad ze mną. Jestem w dobrym towarzystwie, bo obok zeznają m.in. Carlton Mellick III (autor takich opowieści jak „The Baby Jesus Butt Plug: A Fairytale” i „The Haunted Vagina”) oraz Łukasz Orbitowski. Ponadto znajdziecie tam mały konkurs literacki związany z zespołem, w którym można wygrać pendrive Nihil Quest.




KONKURS

Redakcja Grabarza Polskiego wraz z zespołem Nihil Quest ogłasza konkurs na
bizarro shorta z głównym motywem zakonnicy (do 4000 znaków wraz ze spacjami).
Za inspirację może (choć nie musi) posłużyć filmik promocyjny grupy (do obejrzenia
pod adresem http://www.youtube.com/watch?v=1Twg21daEgs). Najlepszy tekst
zostanie opublikowany w powakacyjnym wydaniu Grabarza Polskiego, a jego autor
otrzyma nagrodę w postaci narządu - pendrive’a z debiutancką płytą Nihil Quest.
W przypadku wpłynięcia większej ilości genialnych prac, pula nagród może zostać
zwiększona o następne narządy, i / lub płyty NQ.
Prace należy nadsyłać na adres konkurs@grabarz.net w terminie do 31.08.2012
roku. Zwycięzca/cy o swym sukcesie zostanie/ną poinformowani drogą mailową.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Jak zostałem klasykiem




Dziś informacyjnie, bo nazbierało się trochę rzeczy, ale zacznijmy od anegdoty...
Pod koniec lat 90., mój kumpel z czasów licealnych, znany szerszej publiczności jako Max,
wokalista heavymetalowej grupy Chainsaw, miał na maturze napisać wypracowanie o swoich lekturach. Ponieważ - ujmując to delikatnie - nie czytał wiele, a inne tematy wydawały się jeszcze gorsze (wymagały konkretnej wiedzy z języka polskiego), to postanowił napisać o dziełach mojej skromnej - nieśmiało próbującej sił w literaturze - osoby. Z racji braku upowszechnienia internetu, wczesne opowiadania przynosiłem znajomym w szkole i kilka z nich zapadło Maksowi w głowę. Co dokładnie napisał, wie tylko on i polonistka, niewykluczone jednak, że był to pierwszy w tej szkole przypadek poruszenia tematu nekrofilii na egzaminie dojrzałości. Tak to Max w prawdziwie heavymetalowym stylu zdał maturę, a ja poniekąd zostałem klasykiem.

Ta uczucie wróciło do mnie gdy dostałem z Niedobrych Literek prośbę o wykorzystanie materiałów z Dehumanizera. Niedobre Literki to serwis poświęcony nurtowi literackiemu (i nie tylko) bizarro, którego - jak się okazuje - od lat byłem nieświadomym uczestnikiem. Absolutnie nie spodziewałem się, że ta prośba zakończy się tak bogatym i onieśmielająco pochlebnym opisem mojej pozamuzycznej tfu-rczości. Tak więc, pod tym oto linkiem leży „The Best of Dehumanizer” w wykonaniu Niedobrych Literek, za które bardzo dziękuję redakcji i autorowi posta.

Druga część dzisiejszego remanentu także łączy się z Niedobrymi Literkami. Zacznijmy od tego, że moja grupa Nihil Quest wydała płytę „1.1 Splendid Isolation” na pendrivie - w kształcie palucha odciętego i niedojedzonego przez Armina Meiwesa, któremu poświęciliśmy utwór i teledysk pt (Also Sprach) Franky. Po więcej informacji odsyłam na stronę NQ, tudzież poświęconą temu wydarzeniu stronę w serwisie Viinyl. Przede wszystkim jednak zachęcam do obejrzenia poniższego filmiku promocyjnego:


Wkrótce po wypuszczeniu tego dzieła na niczego-nie-spodziewający się świat, to mnie spotkała spora niespodzianka. Bartek Orlewski współpracujący z Niedobrymi Literkami napisał opowiadanie pt. „Nihil Quest”. Tak, właśnie „Nihil Quest”. Można je znaleźć w poście pt. „Inwazja heavymetalowych paluchów!!!”.

Że zacytuję samego siebie ze strony grupy: „Tym samym mój monopol na prozę związaną z NQ został złamany, a zespół płynnie przekroczył granicę między graniem muzyki, a byciem muzą.”

To jeszcze nie koniec literacko-muzyczno-bizzarowego mariażu. Dalszy ciąg, jeszcze w tym miesiącu, dopisze redakcja świetnego pisma internetowego Grabarz Polski, ale o tym później, a może i nawet wręcz za późno...

środa, 18 kwietnia 2012

Komfortowe odrętwienie [opowiadanie]

Od samego początku musiał mieć do mnie uraz. Przyznaję, że wybrałem go w sposób, który mógł urągać godności. Tego dnia został wyeksponowany na stoisku z promocjami, a ja miałem inne rzeczy do roboty, niż przebieranie w takim asortymencie. Był, więc wziąłem.

Jego kolor wydawał mi się nazbyt optymistyczny jak na moje przyzwyczajenia. Przypominał nieskazitelne, letnie niebo. Perwersyjne skojarzenie, zważywszy na to, że w mojej kawalerce nigdy nie odsłaniałem okien. Uważałem, że światło słoneczne nadmiernie eksponuje pewne niedostatki w higienie otoczenia, a to mnie rozpraszało, odciągało od pracy. Pewnie biedak myślał, że trafi do lepszego domu.

Śmietnik zamieszkał w jedynym skrawku wolnego miejsca, czyli między komputerem a łóżkiem - dwiema podstawami egzystencji. Tam przyjmował resztki moich zachcianek i musiałem przyznać, że robił to dobrze - jego pojemność wręcz zadziwiała. Trafiały do niego pety, resztki żywności, chusteczki - te ze smarkami - i te pozostałe po oglądaniu świńskich filmów, nieudana poezja, wreszcie rewolucyjne manifesty na małych, żółtych karteczkach. W sumie zostawiałem w nim kawał siebie. Niezależnie od tego, musiał słuchać mojego cichego wycia do Księżyca, a ten oglądałem już tylko na windowsowej tapecie.

Pracowałem w lokalnej gazecie, pisząc recenzje dziur drogowych. Czasami jako dziennikarz śledczy, tropiłem zmiany w rozkładzie jazdy autobusów, lecz już od dawna nie podnosiło mi to ciśnienia. Mając internet i lata doświadczeń, nie musiałem nawet wychodzić w teren, teksty do redakcji też wysyłałem z domu. Zawsze wiedziałem, a przynajmniej zawsze liczyłem, że wszystko to jest tymczasowe, lecz tak naprawdę od lat zmieniał się jedynie rozmiar mojego brzucha, liczba dioptrii w okularach i stopień zapylenia kawalerki.

Pewnego dnia, wrzuciłem mu skórkę od banana. Nie zapomnę chwili, gdy z tamtego miejsca słaby głos o plastikowej barwie mruknął coś niezrozumiałego. Zaskoczony, dorzuciłem torebkę od herbaty i niedojedzony obwarzanek. Przyjął wszystko z wdzięcznością, a potem umilkł, jakby jego samego zaskoczyła ta śmiałość.

Chciałem jakoś zagaić, ale już więcej się nie odezwał. Siedziałem więc dalej w ciszy lub otoczony własnymi pojękiwaniami, trochę jednak wdzięczny za towarzystwo, nawet jeśli milczące lub ograniczające się do subtelnych bulgotów.

Jakiś czas później, obudziwszy się w nocy, odkryłem, że nie traci czasu. Śmiało unosił do góry klapę, prężył pedał, wydymał boczki. Ewidentnie ćwiczył formę... tylko do czego? W każdym razie nic dziwnego, że później nad ranem pochłaniał wszystko z dodatkowym apetytem.

Intrygowało mnie to odrobinę, lecz nie widziałem powodu by interweniować. W końcu nadal nie przejawiał żadnej inteligencji. Obawiałem się, że jakieś drastyczne akcje zmusiłyby mnie do szukania jego następcy, czego chciałem uniknąć. Wychodzenie z domu zdawało mi się coraz obrzydliwsze. - Jak dostanę lepszą robotę, to zostawię go razem z tą cholerną kawalerką - myślałem sobie.

Pewnego razu, usłyszałem w nocy podejrzane szepty. Brzmiało jak spiskowanie. Ten plastikowy głos poznałbym wszędzie, ale z kim on rozmawiał? Zignorowałem to, kładąc na karb rozbudzonej snem wyobraźni. Przecież nie miał tu sojuszników, bo niby kogo? Lampę? Nie sądzę. Takie oświecenie nie przeszłoby bez oczywistego zwrócenia uwagi.

Prawie zapomniałem o całej sprawie, gdy wreszcie kiedyś rano otworzyłem oczy i poczułem ogromny dyskomfort, taki jak nigdy w życiu. Potoczyłem wzrokiem - nic dziwnego - znajdowałem się w wyjątkowo niewygodnej pozycji - wkomponowany między łóżko a komputer.
- Cóż to ma znaczyć! - zagrzmiałem, lecz jakoś w pokoju rozległo się tylko żałosne łkanie.
Rzucił mi skórkę od banana. Tak, siedział na moim miejscu. Dumny, bezczelny, pełen nieuzasadnionych nadziei na przyszłość. Z trudem skupiłem myśli... Przez lata, wiele z tego co wyrzucałem z siebie, lądowało w nim. Czyżby wreszcie więcej mnie, znalazło się w nim, niż we mnie samym już pozostało? Niemożliwe!
- Damy radę... - powiedział ktoś nagle.
Zdębiałem. Kosz w komputerze... Więc to on był tym drugim spiskowcem i z pewnością mózgiem operacji. Tam to dopiero lądowało! Zrozumiałem, że mój los jest przesądzony, zamiast goryczy poczułem jednak, jak dotychczasowy dyskomfort, zmienia się w komfortowe odrętwienie.
Ginąca we mnie z sekundy na sekundę świadomość, zdążyła jeszcze pojąć błąd tej rewolucji.
Cóż oni mieli robić? Robili to mogli... Pisali właśnie dla redakcji recenzję dziury na ul. Smukalskiej.
- Damy radę, to przecież tylko tymczasowo - powiedział mózg w komputerze. Ten drugi odburknął przymilnie.
Poruszałem ustami, lecz już nikt nie słyszał co mówię. Ostatecznie zwolniony od myślenia i decydowania o czymkolwiek, z ulgą zamknąłem klapę.

sobota, 14 kwietnia 2012

Apokry-fun

Polecam poniższe opowiadanie Troczki w klimacie alternatywnej opowieści biblijnej. Jest świetne i to mimo, że sam przy nim trochę pomagałem.
Pani i panowie, oto:  Pokalane niepoczęcie

sobota, 11 lutego 2012

Ian przekazuje ciało nauce

Dziś informacja na dowolny temat wydaje się czymś oczywistym. Nie wiemy, to siadamy do komputera i sprawdzimy w necie. Ludzie starej daty (mnie w to wliczając), pamiętają jeszcze ten głód, kiedy po prostu nie było skąd dowiedzieć się niektórych rzeczy. W latach 90. zamiast internetu mieliśmy więc kilkugodzinny blok programów na TVP1, czyli Telewizję Edukacyjną. Nazwę tę wzięto bodajże od tego, że w trakcie jej nadawania, wszyscy potencjalni widzowie i tak siedzieli w szkole. Programy, często wygrzebywane z przepastnych archiwów telewizji bratnich krajów do-niedawna-socjalistycznych, miały czasem swój psychodeliczny urok, ale generalnie były bezużyteczne dla młodego człowieka. Dość powiedzieć, że nikt nigdy się stamtąd nie dowiedział, jak wygląda podwójna penetracja. Bezużyteczne, mówię wam.

Ach prawda, była jeszcze szkoła... Pod względem informacyjnym, jej użyteczność kształtowała się podobnie jak Telewizji Edukacyjnej. Też serwowano tam przekaz archaiczny, jednostronny i nużący. Główną różnicą było to, że aby pójść na siku, trzeba było za każdym razem czekać 45 minut. Pffff... Dobrze mieć to za sobą.

Wracając do tematu - mimo, że siedzę w Internecie dobrze od ponad dekady, jakoś jeszcze wciąż nie biorę obecności informacji za pewnik. Zdezorientowany mózg, przystosowany przez pierwsze lata działalności do ciężkich warunków, wykarmiony na chudej diecie szkoły i Telewizji Edukacyjnej, zestawia obecną dostępność do informacji z niegdysiejszą pernamentną niedostępnością i popada w zachwyt.  

Oto więc jeden z moich zachwytów nad tym, co kiedyś było niedostępne. Piękny przykład edukacji w czystej postaci - sekcja zwłok młodej kobiety. Można ją znaleźć na YouTube (załączam poniżej, materiał jest dla dorosłych, stąd wymagane konto z datą), tudzież innych miejscach.

Część 2



O ile dobrze zrozumiałem co tam mówią, kobieta zmarła przypuszczalnie z powodu przedawkowania leków antydepresyjnych (względnie jakichś narkotyków). W parę minut, lekarze rozkładają na części pierwsze całkiem atrakcyjne ciałko. Wyjmują jej implant z piersi, oglądają macicę, kroją na części mózg i jajniki (te poddają się skalpelowi pryskając dookoła płynem). Przy tym wszystkim wcale nie zachowują śmiertelnej powagi.

Aspekt edukacyjny polega tu nie tylko na oglądaniu ciała od środka. Bardziej filozoficznie do tego podchodząc, filmik może posłużyć złapaniu dystansu do życia. Tak pięknie tam widać, że jesteśmy tylko workiem wypełnionym krwią i mięchem.

Żeby być sprawiedliwym, dziś takie rzeczy można zobaczyć też w telewizji, choć raczej nie polskiej. W edukacyjnym show „Autopsy” z brytyjskiego Channel 4, słynny Gunther von Hagens (to ten pan od plastynacji i wystaw ze zwłokami) robi sekcje przy udziale publiczności. Wyjmuje kości, kroi zamrożone ciało na plasterki itp. Jeszcze wtrącę, że jakby tego nie było dosyć, to niektóre części ciała i sposoby na udzielanie pierwszej pomocy, pokazują na żywych, całkowicie nagich modelach.  

Ja oczywiście uważam, że takich materiałów powinno być więcej, w tym i w naszym języku. Stąd też z całą powagą deklaruję, że po zgonie, niezależnie od jego przyczyny, przeznaczam moje ciało na potrzeby bydgoskiego Collegium Medicum UMK. Warunkiem przekazania zwłok jest jednak sfilmowanie sekcji oraz umieszczenie jej w internecie bez żadnej cenzury. Musi trafić na moje profile w serwisach wideo (YouTube, Vimeo etc.) obok filmów i teledysków, które realizowałem. Naga modelka podczas sekcji mile widziana, choć niekonieczna.

A zatem, do zobaczenia (mnie).

PS
Na moją sekcję zwłok trzeba jeszcze chwilę poczekać, ale już w poniedziałek 13 lutego, będzie można zobaczyć nowy teledysk Nihil Quest (do Chemical Saviour). Szukajcie go tutaj i na stronie NQ.