Przystojniak na motorze ma na imię Tom
i jest wśród najlepiej wyglądających nieboszczyków, którzy
wrócili do życia w historii kina. Takie rzeczy działy się, gdy
specjaliści od angielskiego horroru gotyckiego, chcieli zrobić film
motocyklowy jak za oceanem. W 1973 roku Don Sharp, znany z
reżyserowania dla wytwórni Hammer stworzył film Psychomania.
Tom jest przywódcą gangu
motocyklowego "Żywe trupy", który odkrył okultystyczną
sztuczkę pozwalającą mu po samobójstwie na powrót zza grobu. Nie
jest jednak jakimś banalnym, jęczącym zombie z odpadającą skórą.
Angielski żywy trup ma maniery lorda po Oxfordzie i dykcję speakera
BBC, a zabija, dusząc wypielęgnowanymi dłońmi, uprzednio
zdejmując skórzane rękawiczki.
Jego zmartwychwstanie to też nie byle
jaka scena. Wyjeżdża z grobu motocyklem na pełnym gazie,
rozjeżdżając kilkanaście metrów dalej przypadkowego przechodnia.
Tak to się robi w Wielkiej Brytanii!
Okultystyczny powrót do życia ma same
zalety, człowiek dysponuje supermocami, podobnie jak w filmach
Marvela, ale nie trzeba nosić głupawych wdzianek z tworzyw
sztucznych. Odziany w czarną skórę Tom nigdy się nie zestarzeje,
jest bardzo silny, niezniszczalny i przejeżdża na motorze przez
ścianę, wybijając w niej dziurę. Niestety, w dalszym ciągu musi
tankować maszynę na stacji paliw obsługiwanej przez jakiegoś
ignoranta z plebsu.
Zachęceni sukcesami Toma, w jego ślady
idzie reszta gangu, sprawiając, że pod względem liczby samobójstw
nawet Hamlet wygląda blado. Nietrudno znaleźć horror, gdzie jest
więcej morderstw, za to pod względem samobójstw "Psychomania"
znajduje się w światowej czołówce. Ich metody bywają niebanalne.
Jeden z motocyklistów skacze z samolotu bez spadochronu, drugi
rozebrany do slipek wchodzi do wody z obciążnikami i skuty
kajdanami.
Nieumarły przywódca, jak sam wyjawia
w ekspresyjnym monologu, chce zniszczyć establishment - policję,
sędziów, kapłanów... Razem z gangiem zombie na motorach
terroryzuje więc miasteczko, szczególnie wyżywając się na dziale
z konserwami w jednym ze sklepów samoobsługowych. Polityka to
jednak nie wszystko w jego życiu po życiu. Osią dramatyczną filmu
jest to, że dziewczyna lidera ma opory przed samobójstwem i w
pewnym momencie nawet udaje zombiaka, żeby chłopakowi nie było
przykro.
Jak często w filmach okultystycznych
bywa, mamy też mistyczne zwierze, reprezentujące sataniczne siły
stojące za całą rozróbą. Zamiast kozła, kruka czy pająka
autorzy postawili na poczciwą żabę, co dodatkowo wykręca
charakter "Psychomanii" w dziwacznym kierunku. Wszystko to
przypomina bardziej zły sen o filmie o gangu motocyklowym, niż
autentyczną próbę nakręcenia czegoś, co ma sens. W tym też
jednak leży piękno Psychomanii - ma swój hipnotyczny,
surrealistyczny klimat. Ozdabia ją też wspaniały, pełen acid
rocka i funkującej gitary soundtrack Johna Camerona (nie mylić z
Jamesem).
Psychomania z pewnością zapada w
pamięć. Może nie jest to film dobry, ale za to oryginalności
trudno mu odmówić. Polecam koneserom dziwnego kina, motocykli,
rocka lat 70 i odjazdowych zmartwychwstań.