poniedziałek, 23 lutego 2015

Alert na złodzieju gore

Podobne pojęcie o sprzęcie, który kradną
mieli nasi złodzieje
Udało się odzyskać część sprzętu, skradzionego podczas głośnej (w przenośni i dosłownie) akcji w Bydgoszczy w nocy z 1 na 2 czerwca 2014. Obrabowane zostały wówczas pomieszczenia, gdzie kilka zespołów, w tym mój, miało próbownie. Zginęły, m.in., wzmacniacze, mikrofony, miksery dźwięku, okablowanie i bardzo drogi zestaw blach perkusyjnych. Z tego, co słyszałem, ten ostatni, przynajmniej w części został odnaleziony przez policję jeszcze w czerwcu, gdzieś na złomowisku. Nie zdziwiło to nas, wszyscy zgadzaliśmy się przynajmniej co do jednego - to nie był profesjonalny atak, złodzieje nie mieli pojęcia, co biorą. Policja złapała dwóch gości, ale nie powiedzieli, co zrobili ze sprzętem, a także nie zdołano im udowodnić winy. Na miejscu nie znaleziono ich odcisków palców. Dostaliśmy informację o umorzeniu sprawy i przy kanonadzie teorii spiskowych na Facebooku, ze sprzętem pożegnaliśmy się na zawsze. Za wcześnie.

Zaraz po włamaniu ustawiłem alert na Allegro, który miał mnie powiadamiać o nowych ofertach ze zdefiniowanymi słowami kluczowymi. Wpisałem tam tylko dwa mniej popularne sprzęty, bo od razu założyłem, że oglądanie każdego mikrofonu Shure SM58 mogę sobie odpuścić. Od czerwca 2014 nie było ani jednej oferty sprzedaży miksera Yamahy, jaki mi zginął.

WTEM! 15 lutego. Mail od Allegro podaje linka do Yamahy. Wchodzę. Wygląda jak mój, ale to się przecież zdarza identycznym modelom. Skąd? Bydgoszcz. Robi się ciekawie. Sprzedawca pisze, że wystawia "to co jest na zdjęciu". Bardziej istotne jest jednak to, czego na zdjęciu nie ma - a mianowicie zasilacza. Złodzieje byli tak głupi, że go nie zabrali. Patrzę na inne aukcje sprzedawcy - wśród nich jest mały mikserek, identyczny, jak ten, którego używał nasz perkusista do nagłaśniania metronomu. Też nie ma do niego zasilacza. A gdzież on? Oczywiście, w naszej próbowni - dotrzymuje towarzystwa temu od Yamahy. Pozostały sprzęt to kilka gitarowych kabli (moje i Lulu z Wyroku) oraz bardzo rzadki, butikowy efekt, też własność Lulu. Trafiony zatopiony, wszystkie oferty tej osoby związane z muzyką, wywędrowały z naszej kanciapy.

Sprzedawca ma wystawione jeszcze dwie rzeczy - samochód (widać rejestrację) i złoty łańcuszek. Przy obu jest numer telefonu. Konto allegrowe raczej normalne, znacznie więcej kupionych rzeczy niż sprzedanych, używane od kilku lat, komentarze OK. Nic podejrzanego.

Czas nagli, ludzkość już licytuje nasz sprzęt. Dzwonię na komisariat, gdzie wcześniej prowadzono postępowanie. Każą mi przyjechać z wydrukami. Robię to i godzinę później jestem po zeznaniach (dusza literata drży we mnie z rozkoszy, gdy czytam tę piękną prozę podpisaną własnym nazwiskiem). Sprawa ma zostać przekazana komendantowi, który zadecyduje o ewentualnej akcji.

Zaledwie parę godzin później dostaję telefon - przedmioty będą do odebrania na komisariacie. Ponad to, co było na aukcji, policja znajduje jeszcze domowej roboty przester gitarowy, który wygląda jak radziecka konserwa z doczepioną gałką i opisana mazakiem z braku nalepki. Tacy to byli złodzieje.

Jak się tłumaczył paser? Kobieta (tak, tak, płeć piękna - to się też zgadzało z komentarzami wyśledzonymi przeze mnie na Allegro) twierdziła, że kupiła sprzęt pół roku temu na giełdzie przy stadionie Chemika. Historyjka jakich wiele. Mijają kolejne godziny i aukcje muzyczne znikają z konta, wszystkie oferty zostają odwołane. Łańcuszek i auto zostają.

Naiwnie czy nie, czekamy na ciąg dalszy sprawy. To w końcu tylko część ukradzionego sprzętu i to nie najcenniejsza.

Na koniec apel - ludzie - spisujcie numery seryjne sprzętów. A jak dojdzie do najgorszego, alerty są waszymi przyjaciółmi.

PS Skoro już odkurzyłem tego bloga to jeszcze wspomnę, że parę dni temu minęło 5-lecie "(Also Sprach) Franky" Nihil Quest, pierwszego teledysku w mojej reżyserii. Śpiewam na nim do Shure'a, którego miałem od 2002 roku. Też został skradziony i ze względów sentymentalnych chyba żal mi go najbardziej.