czwartek, 30 czerwca 2011

Ekranizacja unijnego drenażu mózgów

Twoje koszmary właśnie się spełniły
Zaczynają się sprawdzać czarne prognozy snute przed laty przez środowiska związane z Radiem Maryja. Po wejściu do Unii wyraźnie następuje drenaż mózgów. Najłatwiej zauważyć go u ludzi najbliższych temu zagrożeniu - czyli polskich urzędników unijnych. U tych odpowiadających za naszą prezydencję, drenaż jest wręcz spektakularny, o czym poniżej.  

Zaczęło się od bączków. Ok, mniejsza o sam pomysł. Jakikolwiek gadżet by wybrano ktoś by się przyczepił.
Ale niech mi ktoś powie, dlaczego 6 tys. 200 bączków (koszt 985 800 złotych - podaję za TVN) koniecznie trzeba było zrobić ręcznie? Widziałem w telewizorni jakiegoś młodego człowieka z firmy pijarowskiej czy też marketingowej obsługującej ten projekt. Nie wiem jak mu się udawało utrzymać mocz w czasie gdy o tym opowiadał. - Każda gospodyni, która to malowała ma swój styl, każdy bączek jest inny - mówił z promiennym uśmiechem.

W tej chwili pomyślałem. - Hmm, ach więc tak - skoro się od siebie różnią, może nie było to takie głupie. W końcu to jakaś sztuka, nawet jeśli ludowa. Przynajmniej kasa poszła do mniejszych lub większych artystów.
W następnym momencie (a moment jak w reklamie - "bezcenny") kamera pokazuje te bączki. I WSZYSTKIE DO KURWY NĘDZY SĄ TAKIE SAME.  
Ściśle mówiąc, zrobili je tylko w czterech wzorach. Za TVN: kujawskim, kurpiowskim, łowickim i opoczyńskim. Jedyne różnice są detalach które się biorą z tego, że gospodyni ręka inaczej drżała jak była po setce, a inaczej jak była po dwóch. Nie mówię, że od razu trzeba to było dać do roboty chińskim dzieciom po centa za godzinę (jak trampki Nike), ale coś takiego równie dobrze maszyny mogły zrobić i przynajmniej nie kosztowałoby ok 150 zł za sztukę. To że urzędasy wydają naszą ciężką kasę na bzdety dla innych urzędasów, żeby "promować" swoją urzędasowską imprezę, która nie ma żadnego znaczenia dla nieurzędasów to jeszcze nic. Tylko ostrym drenażem mózgu można wytłumaczyć, że ktoś jeszcze wpadł na pomysł, żeby się tym wszem i wobec chwalić w telewizorni.

Ale to nie koniec. Teraz pokazali film animowany, który "promuje" polską prezydencję w UE. Znowu ta promocja. Nie wiem po co się promuje prezydencję, która jest przechodnia. Równie dobrze można promować niedzielę albo godzinę piętnastą! A może to ma ściągnąć turystów?
- Wiesz kochanie - mówi p. Schmidt do małżonki - Pojedźmy tym razem na wakacje do Polski... Oni tak świetnie przewodniczyli obradom Unii Europejskiej, bączki dawali, filmik zrobili...

Ów filmik zrobił zaś nie byle kto, bo Tomek Bagiński, czyli czołowy "go to" naszej krajowej animacji, i jak przypuszczam, wziął za to małą fortunę.

Całe życie marzę o dopasowanym golfie
Idzie to tak. Wśród oszklonych budynków, na pustym placu siedzi smutna, osowiała kobieta w niebieskiej kiecce. Jak zdradzają nam źródła prasowe, bo sami byśmy się nie domyślili, symbolizuje ona Unię Europejską. Sądząc po anorektycznej sylwetce, kryzys obszedł się z nią srogo, ale jeszcze dycha. Na dłuuuuugiej szyi ma zawieszoną gwiazdkę (ciekawe czy to symboliczna gwiazdka z nieba czy też może znak masoński?). Co tam dziunia robi - nie wiadomo. Może się zastanawia, dlaczego w takim wychuchanym miejscu nie ma ani jednego śmietnika.
Nagle za jej plecami, pojawia się gość w czerwonej koszuli, wlepiający w kobietę wzrok. Na koszuli ma białe zdobienia, to znak że... Tak, proszę państwa, to nasz reprezentant! Polska gola!

To ujęcie (zrzut ekranu umieściłem na początku bloga) jest dla mnie ciekawostką. Zazwyczaj stosuje się je w horrorach / thrillerach (nieświadoma ofiara siedzi tyłem do oprawcy nie wiedząc jak okrutny los ją czeka), więc napięcie rośnie. Facet najpierw wykonuje za jej plecami (!!!) dziwne ewolucje a potem obejmuje ją bez dotykania - innymi słowy robi dziwny ruch zakrawający na molestowanie seksualne. Ona odwraca do niego głowę, ale z jakiegoś powodu nie udaje jej się spojrzeć mu w twarz (może ją ta absurdalna szyja boli). Pan, tym razem przed nią, wykonuje kolejne ewolucje, które kojarzą się z tańcem godowym zwierząt. Samica początkowo niewzruszona, ale wreszcie spoglądają sobie w oczy. W oszklonym budynku tymczasem już aż szyby drżą (czy w środku jest zakamuflowany Prezes, który patrzy z zazdrością?).
Złapałem taaaaką rybę sezonu!!!
Wreszcie zaczyna się banalny, klasyczny taniec, ale za to wokół totalnie rozpierdala się plac i budynki, a następnie wszystko, łącznie z chodnikiem leci w górę (uwaga: to symbol naszej prezydencji). Para tańczy na jakichś wiszących w powietrzu betonowych blokach, a co już ma spaść, to szczęśliwie kolejne im pod nogi się podstawiają. Cały czas o włos od katastrofy!

Upskirt! Bielizna Unii Europejskiej tylko na blogu Dehumanizer
 Cięcie z ostrym błyskiem i nie wiedzieć czemu nagle tańczy wiele par, a co poleciało w górę teraz ląduje. Kolejne cięcie i nagle kobieta spływa z nieba. Na pierwszy rzut oka obstawiałbym, że to reprezentantka Japonii, bo scena żywcem wyrwana z jakiejś mangi, ale jednak nie - to nasza Unia. Może usłyszała docinki na temat szyi, bo teraz zasłania ją szarfą. Unia patrzy jak niechlujnie układa się z klocków ostatni budynek, który wreszcie zmienia się w jednolitą bryłę a na koniec wykwitają na nim wzory, które nasz macho Polacco miał na koszuli. Siada sobie na ławeczce, czekając na następnego frajera, a my widzimy logo polskiej prezydencji. Koniec.

Konichiwa!

Co się dzieje z Polakiem nie wiadomo. Nie będę snuć domysłów, bo po doświadczeniach z "(Also Sprach) Franky" bywam monotematyczny. Natomiast wiem co się na pewno nie dzieje. Kontekst filmiku jest niby damsko-męski, ale autorzy filmu dołożyli starań by nie pokazać Unii jako lafiryndy / lachona / blachary/ co tam chcecie. W rezultacie długoszyja pani przypomina Matkę Boską w ujęciu większości obrazów religijnych. Chodzi o to, że z jednej strony wcale brzydka nie jest, ale z drugiej ma w sobie coś tak aseksualnego, że normalny mężczyzna równie dobrze mógłby poczuć pożądanie do drogowskazu na Częstochowę.  
Polska Prezydencja. PULL UP!!!
Tak więc, z ulgą odnotowuję w finale brak macho Polacco. Lepiej już niech Unia siedzi sobie sama i zadowala się bączkiem.

Pełne 3 minuty drenażu mózgu można zafundować sobie poniżej.



środa, 8 czerwca 2011

Chemiczne Anioły, czyli życie naśladuje Nihil Quest

W utworze Nihil Quest "Chemical Savior" ("Chemiczny Zbawiciel") występuje postać Radosnego Farmaceuty. Daje on schronienie potrzebującym w swych opiekuńczych ramionach, ordynując kolejne pigułki. Ma coś na ból gardła, ból serca i ból egzystencji. Postawi cię na nogi, sprawi, że znowu się uśmiechniesz.
Postać ta uosabia kit wciskany w telewizyjnych reklamach leków, które mają odmienić życie pacjenta, pokazując przy tym wyidealizowany świat po zażyciu magicznej pigułki. Skojarzenie z religią, która także ma proste recepty na skomplikowane problemy i mami wizjami raju jest oczywiste - tak właśnie narodził się "Chemiczny Zbawiciel" - Pan Radosny Farmaceuta.
Tyle Nihil Quest w roku 2009, a teraz w czerwcu 2011 mamy zupełnie na serio i w realu to: Anioły Farmacji

"Welcome to chemical heaven
 A new way to live your life"

Anioły Farmacji osobiście zobaczyłem na billboardzie w Bydgoszczy. Spójrzmy co piszą organizatorzy na stronie (wyróżnienia moje):

"Moda na Zdrowie" od ośmiu lat promuje zdrowy styl życia. Stawiamy na ruch, aktywność, pogodę ducha, refleksję i mądre smakowanie wszystkich uroków życia.

Osobą, która może nas w tym wspomagać, być naszym prawdziwym Aniołem, jest farmaceuta.

(...)

Farmaceuci, w ramach opieki farmaceutycznej, o której pisze Moda na Zdrowie, jak opiekuńcze Anioły podpowiedzą, doradzą, ustrzegą, rozwieją wątpliwości, uśmierzą lęk i pokażą najlepszą drogę do zdrowia.


Na ulicach prawie 30 miast w Polsce pojawiły się billboardy z wizerunkiem Anioła zapraszającego Pacjentów do aptek, w których są Anioły Farmacji. Jeśli Twój farmaceuta jest troskliwy i opiekuńczy jak „Anioł” zgłoś go do najbardziej prestiżowej nagrody środowiska - Anioły Farmacji 2011.

Patrzę na to trochę z niedowierzaniem, a trochę z przerażeniem. W każdym razie nic przyjemnego, przydałaby się jakaś piguła.