środa, 10 października 2012

Skorupka, która nasiąkła mordem [opowiadanie]



Poniższe opowiadanie mojego autorstwa ukazało się pierwotnie w serwisie
Niedobre Literki - Polskie Centrum Bizarro. Ilustracja - portret El Pollo Diablo z gry The Curse of Monkey Island.



Przyszła na świat waląc głową w ścianę. To mało kogo pozytywnie nastawia do życia, ale to była tutaj norma. Tak jak wszyscy nie znała ani matki, ani ojca. Nie miała nawet imienia poza oznaczeniem kodowym - 4431805 (dla przyjaciół po prostu 44, ale tych prawdę mówiąc też nie miała). Wówczas wydawało się, że jest tylko kolejną żółtą, puchatą kulką pośród tysięcy czy milionów identycznych sióstr. Mimo braku jakiejkolwiek wyróżniającej jej na zewnątrz cechy, wiedziała że jest inna - miała w życiu cel.
Jako osoba ambitna z dużym trudem przyjęła nauki o kolejności dziobania, ale było warto – dopasowana i anonimowa, zyskiwała idealną przykrywkę. Mijały miesiące, koleżanki zaczęły już myśleć o dzieciach, a ona wciąż tylko ćwiczyła. Godzinami rozciągała swoje patykowate nogi, waliła skrzydłami na oślep, a nawet pakowała mięśnie szyi, podciągając się zaczepiona dziobem o klatkę. Przy tym wszystkim pilnie obserwowała oprawców urządzających ich świat. Ręce które karmią, ale nie mają dobrych zamiarów. Chciała zmienić ten świat.
Siostry ją irytowały, a wieczny ścisk powodował konflikty. Wreszcie pewnego dnia pokazała otoczeniu, kto tu rządzi. Padły trupy, polała się krew - dla niej nowy, fascynujący smak. Załatwiła to tak dyskretnie, że wyszła z tego obronnym pazurem. Dowodów nie było, kto coś widział, dobrze wiedział, żeby o tym nie gdakać. Wszechwładni oprawcy tylko zabrali trupy, pokazując jak bardzo są bezradni.
Od tego czasu siostry bały się jej - i słusznie. Pod ozdobnym puchem kryły się teraz 4 kilogramy żywej wagi, a czerwony grzebień zdobił głowę, kryjącą analityczny umysł, przepełniony żelazną determinacją i nienawiścią. Nikt nie miał pojęcia, że 4431805 jest najbardziej niebezpieczną kurą w historii świata. Była wyklutą morderczynią.
Tę drogę rozwoju przecięła jednak brutalna interwencja. Czyżby właściciele karmiących rąk wreszcie zorientowali się, jakiego przeciwnika hodują? Najpierw pozbawili ją pierza, lecz to zniosła dzielnie. Wiarę w swoje przeznaczenie straciła dopiero gdy ucięli jej głowę i kończyny. Wtedy czuła nadchodzący, obrzydliwie pozbawiony znaczenia koniec. Lecz w momencie patroszenia już dochodziła do siebie, a gdy trafiła na rożen, płonął w niej ogień zemsty o temperaturze wyższej niż ten, na którym się obracała.

- Kury w naszym przedsiębiorstwie złotych jaj nie znoszą - powiedział właściciel fermy do zgromadzonych gości. - Dlaczego więc warto w nie zainwestować? Otóż mili państwo, ich mięso jest na wagę złota... Proszę bardzo, proszę się częstować, to oczywiście z naszej produkcji - stwierdził, sam sięgając po jeden z kawałków.
Ona nie śpieszyła się, wiedziała, że musi czekać. Gdy nadszedł właściwy moment, jednym precyzyjnym ruchem stanęła mu w gardle. Mężczyzna otworzył usta bezgłośnie wyjąc. Jego oczy, jakby samolubnie chcąc się ratować przed niechybną zgubą, wyszły z orbit świecąc nabrzmiałymi żyłkami o kolorze kurzego grzebienia.
- O Boże! - wrzasnęła jakaś kobieta, lecz nadaremno - widział to tylko bóg kurzej zemsty, który właśnie z satysfakcją wykrzywiał dziób.
Pozbawiony tlenu właściciel fermy runął na podłogę i już 4431805 sama miała z ulgą przejść do historii, gdy poczuła, że jeszcze tli się w niej moc. Tak to na podłogę bezwładnie padły cztery kolejne ciała i jedynie żona właściciela przeżyła przeżucie kawałka kury - a to tylko po to, by miał kto o tym wszystkim opowiedzieć.

Kilka dni później, prezydent Stanów Zjednoczonych otrzymał w prezencie od ukochanej ciotki piękną, ręcznie wykonaną poduszkę z fikuśnymi zdobieniami. Mimo iż prezent od bliskiej rodziny nie wydawał się podejrzany, secret service dokładnie go prześwietliła, nie znajdując jednak zagrożenia. Pewnego dnia, prezydent zmęczony rozmyślaniem nad zapewnieniem dobrobytu rodakom i demokracji na świecie, przytulił do niej swe szlachetne lico. Odkrycie, że ma bardzo gwałtowne uczulenie na pewien specyficzny rodzaj pierza, miało się okazać ostatnim w jego życiu.

Nim sprawa przedostała się do opinii publicznej, zwołano naradę.
- To na pewno Ruscy - krzyczał sekretarz Obrony.
- To sprawka Chińczyków - darł się sekretarz stanu.
- Panowie, zachowajcie spokój - odparł wiceprezydent - już rozgrzewamy wyrzutnie.

W tym momencie jeden z obserwatorów usłyszał coś jakby ciche, pełne jadu gdakanie, ale nie zastanawiał się nad tym długo. Za chwilę miał się wykluć nowy, inny świat.



2 komentarze: