Poniższe
opowiadanie mojego autorstwa ukazało się pierwotnie w serwisie
Niedobre Literki - Polskie Centrum Bizarro.
Ilustracja - portret El Pollo
Diablo z gry The Curse of Monkey Island.
Przyszła na świat waląc głową w
ścianę. To mało kogo pozytywnie nastawia do życia, ale to była
tutaj norma. Tak jak wszyscy nie znała ani matki, ani ojca. Nie
miała nawet imienia poza oznaczeniem kodowym - 4431805 (dla
przyjaciół po prostu 44, ale tych prawdę mówiąc też nie miała).
Wówczas wydawało się, że jest tylko kolejną żółtą, puchatą
kulką pośród tysięcy czy milionów identycznych sióstr. Mimo
braku jakiejkolwiek wyróżniającej jej na zewnątrz cechy,
wiedziała że jest inna - miała w życiu cel.
Jako osoba ambitna z dużym trudem
przyjęła nauki o kolejności dziobania, ale było warto –
dopasowana i anonimowa, zyskiwała idealną przykrywkę. Mijały
miesiące, koleżanki zaczęły już myśleć o dzieciach, a ona
wciąż tylko ćwiczyła. Godzinami rozciągała swoje patykowate
nogi, waliła skrzydłami na oślep, a nawet pakowała mięśnie
szyi, podciągając się zaczepiona dziobem o klatkę. Przy tym
wszystkim pilnie obserwowała oprawców urządzających ich świat.
Ręce które karmią, ale nie mają dobrych zamiarów. Chciała
zmienić ten świat.
Siostry ją irytowały, a wieczny ścisk
powodował konflikty. Wreszcie pewnego dnia pokazała otoczeniu, kto
tu rządzi. Padły trupy, polała się krew - dla niej nowy,
fascynujący smak. Załatwiła to tak dyskretnie, że wyszła z tego
obronnym pazurem. Dowodów nie było, kto coś widział, dobrze
wiedział, żeby o tym nie gdakać. Wszechwładni oprawcy tylko
zabrali trupy, pokazując jak bardzo są bezradni.
Od tego czasu siostry bały się jej -
i słusznie. Pod ozdobnym puchem kryły się teraz 4 kilogramy żywej
wagi, a czerwony grzebień zdobił głowę, kryjącą analityczny
umysł, przepełniony żelazną determinacją i nienawiścią. Nikt
nie miał pojęcia, że 4431805 jest najbardziej niebezpieczną kurą
w historii świata. Była wyklutą morderczynią.
Tę drogę rozwoju przecięła jednak
brutalna interwencja. Czyżby właściciele karmiących rąk wreszcie
zorientowali się, jakiego przeciwnika hodują? Najpierw pozbawili ją
pierza, lecz to zniosła dzielnie. Wiarę w swoje przeznaczenie
straciła dopiero gdy ucięli jej głowę i kończyny. Wtedy czuła
nadchodzący, obrzydliwie pozbawiony znaczenia koniec. Lecz w
momencie patroszenia już dochodziła do siebie, a gdy trafiła na
rożen, płonął w niej ogień zemsty o temperaturze wyższej niż
ten, na którym się obracała.
- Kury w naszym przedsiębiorstwie
złotych jaj nie znoszą - powiedział właściciel fermy do
zgromadzonych gości. - Dlaczego więc warto w nie zainwestować?
Otóż mili państwo, ich mięso jest na wagę złota... Proszę
bardzo, proszę się częstować, to oczywiście z naszej produkcji -
stwierdził, sam sięgając po jeden z kawałków.
Ona nie śpieszyła się, wiedziała,
że musi czekać. Gdy nadszedł właściwy moment, jednym precyzyjnym
ruchem stanęła mu w gardle. Mężczyzna otworzył usta bezgłośnie
wyjąc. Jego oczy, jakby samolubnie chcąc się ratować przed
niechybną zgubą, wyszły z orbit świecąc nabrzmiałymi żyłkami
o kolorze kurzego grzebienia.
- O Boże! - wrzasnęła jakaś
kobieta, lecz nadaremno - widział to tylko bóg kurzej zemsty, który
właśnie z satysfakcją wykrzywiał dziób.
Pozbawiony tlenu właściciel fermy
runął na podłogę i już 4431805 sama miała z ulgą przejść do
historii, gdy poczuła, że jeszcze tli się w niej moc. Tak to na
podłogę bezwładnie padły cztery kolejne ciała i jedynie żona
właściciela przeżyła przeżucie kawałka kury - a to tylko po to,
by miał kto o tym wszystkim opowiedzieć.
Kilka dni później, prezydent Stanów
Zjednoczonych otrzymał w prezencie od ukochanej ciotki piękną,
ręcznie wykonaną poduszkę z fikuśnymi zdobieniami. Mimo iż
prezent od bliskiej rodziny nie wydawał się podejrzany, secret
service dokładnie go prześwietliła, nie znajdując jednak
zagrożenia. Pewnego dnia, prezydent zmęczony rozmyślaniem nad
zapewnieniem dobrobytu rodakom i demokracji na świecie, przytulił
do niej swe szlachetne lico. Odkrycie, że ma bardzo gwałtowne
uczulenie na pewien specyficzny rodzaj pierza, miało się okazać
ostatnim w jego życiu.
Nim sprawa przedostała się do opinii
publicznej, zwołano naradę.
- To na pewno Ruscy - krzyczał
sekretarz Obrony.
- To sprawka Chińczyków - darł
się sekretarz stanu.
- Panowie, zachowajcie spokój -
odparł wiceprezydent - już rozgrzewamy wyrzutnie.
W tym momencie jeden z obserwatorów
usłyszał coś jakby ciche, pełne jadu gdakanie, ale nie
zastanawiał się nad tym długo. Za chwilę miał się wykluć nowy,
inny świat.
Kura człowiekowi wilkiem
OdpowiedzUsuńCzytałem na NL. Dobra, przewrotne, podstępne... Podobało mi się. Dzięki :)
OdpowiedzUsuń