czwartek, 30 maja 2013

Perła wśród wieprzy (cz. 2) - Józef OST


Z zespołem Józef OST spotkałem się dzięki kwietniowej edycji konkursu teledyskowego Yachfilm, o której wcześniej pisałem. W przeciwieństwie do nas Józef zupełnie nikogo nie agitował (i prawdę mówiąc słusznie, bo szkoda na to czasu), kończąc z dwoma głosami.

Nie ukrywam, że włączyłem tego clipa, bo chciałem się ponabijać z cudzego nieszczęścia i nieudolności. Oceniając po nazwie, spodziewałem się jakiegoś pop-folk-alternatywno-zabawowego grania. Coś gdzieś w przedziale między Myslovitz a Zakopower. Początek clipu był słaby i amatorsko zrobiony, więc sądziłem, że trafiłem w dziesiątkę... a tu nagle... (WTEM! - mógłby napisać Pacio Chmiel) przykuła mnie muzyka. Hipnotyczne, brudne riffy gitarowe, mechaniczne bębny, monotonny wokal melorecytujący porąbane teksty. Pierwsze, choć nienachalne skojarzenie muzyczne - Swans. Co więcej, po słabym początku porąbany i całkiem ciekawy, okazał się również teledysk. Była to jedna z nielicznych prac, które z przyjemnością obejrzałem do końca. Skromna realizacja, ale klimat ma. Józef po prostu wychynął zza węgła i zaskoczył... pozytywnie.

W toku dalszych czynności śledztwo wykazało, że zespół ma w dorobku EP-kę wypuszczoną przez stronę Bandcamp (na tejże stronie do tagów ma wpisane Swans, więc czuja miałem bezbłędnego). Rzekoma EP-ka jest niby długości zwykłej, pełnej płyty (LP), ale być może był w tym jakiś głębszy zamysł, bo dobrego materiału jest tyle co na EP-kę właśnie. Jej pierwsza połowa to bardzo ciekawe, ostre (post-)rockowe granie, które wzbudziło mój zachwyt, a druga, mało oryginalne elektronicznie pitolenie, wchodzące czasem nawet w strefę umca-umca. Co tu dużo gadać, szkoda, że tak się stało, ale niech żywi i żywe trupy nie tracą nadziei, zespół wszak istnieje i sądząc po facebookowej aktywności, idzie w dobrą stronę. Nie ma co zresztą za dużo gadać, skoro z Bandcampa każdy może posłuchać całej płyty on-line. Tak więc, panie i panowie, międląc berecik w spoconych dłoniach nieśmiało przedstawiam (fanfary): Józef OST!

środa, 8 maja 2013

Coś mi wypadło z mózgu i hałasuje straszliwie

Poniższe nagranie to mała demonstracja surowych i przetworzonych dźwięków z mojej osobistej biblioteki. Ponieważ wyszło to dość artystycznie (jak schizofreniczna audiowycieczka do piekła), pomyślałem, że będzie pasować na bloga.

Nie jest to konieczne, ale dla maksymalnego efektu polecam użycie słuchawek.

Wszystkie sample nagrane i przetworzone przeze mnie. 

niedziela, 5 maja 2013

Perła wśród wieprzy: The Bum

W umyśle bohatera The Bum, kotek jest wiecznie żywy
Nie jestem fanem przygodówek tworzonych przez amatorów. Na przestrzeni ostatnich lat grałem w klika, i w najlepszym przypadku były akceptowalne jak na produkt, za który nic się nie płaci. Nie pamiętam, żeby którąkolwiek chciało mi się skończyć. Niestety w przypadku gier różnica między zawodowcami a amatorami, wydaje się być bardziej znacząca, niż w przypadku innych dziedzin sztuki.

Z takim to właśnie przykrym nastawieniem, podchodziłem do darmowej, amatorskiej przygodówki The Bum, na którą trafiłem przypadkiem i którą zamierzałem włączyć na góra parę minut. Czekało mnie ogromne zaskoczenie. Jeśli chodzi o gry, które starają się być zabawne, to ta skromna produkcja jest napisana lepiej niż większość profesjonalnych przygodówek. Jak to możliwe? Nie wiem! NIE WIEM!!! Niedowierzanie towarzyszyło mi przez dużą część rozgrywki. W pierwszej chwili myślałem, że autorowi się poszczęściło na początku, ale gra cały czas trzyma poziom. Jak na mój gust dialogi można by trochę przyciąć, jednak poza tym The Bum od strony pisarskiej prezentuje poziom imponujący.

Weźmy głównego bohatera. Jest bezdomny, jest świrem i ze światem komunikuje się przez skarpetkę założoną na dłoń. Najciekawsze jest zaś, że interpretuje świat na swój własny sposób. Gracz widzi zwykłą skrzynkę z bezpiecznikami, a bohater skomplikowaną zagadkę, co zresztą doskonale pasuje do konwencji gry. Bohaterowie przygodówek zachowują się zazwyczaj tak kretyńsko, że zastanawiam się, dlaczego nikt wcześniej nie wpadł na pomysł, żeby w roli głównej obsadzić szaleńca. Brawo.

Trzeba jeszcze wspomnieć, że The Bum, skądinąd stworzony przez dwójkę Polaków (tak, są polskie akcenty), zawiera mnóstwo odniesień do klasycznych gier Lucasarts, a także Monty Pythona. To mnie akurat za bardzo nie kręci. Powiedzieć, że lubię Lucasarts i Monty Pythona, to tak jakby stwierdzić, że papież z sympatią wypowiada się o Jezusie, hołdy mają jednak dla mnie sens w umiarkowaniu. To nie one sprawiają, że gra jest śmieszna, lecz oryginalny materiał wysokiej próby. Z tego zmagania The Bum wychodzi zwycięsko.

Jak widać na załączonym obrazku i trailerze (który niestety nie oddaje tego, jak dobra jest gra), The Bum ma staroszkolną grafikę. O dźwięku i muzyce można napisać tyle, że są. Dla niektórych może być to ciężkie do przełknięcia. Warto się przemóc, zwłaszcza, jeśli ktoś tęskni za tym niegdyś wspaniałym, a dziś zmarginalizowanym gatunkiem gier komputerowych.

Grę można ściągnąć tutaj: