Niedobre Literki - Polskie Centrum Bizarro (oby żyły wiecznie)
zamówiły u mnie opowiadanie na Dzień Dentysty. Jakże mogłem
odmówić? Tak powstał skromny, absurdalny szorcik pt. "Ząbi",
który po borowaniu wstępnym niniejszym trafia na leczenie kanałowe
w zakładzie usług stomatologicznych Dehumanizer. Niedeobroliterkowe opowiadania innych dewiantów literackich można przeczytać o TU.
Szóstka chciała się skulić i
udawać, że nie istnieje. Na taki wstyd jej przyszło! Jeszcze
bardziej chciała, żeby TO nie istniało. Jedna mała rzecz, która
zmieniała jej życie w pasmo cierpień i upokorzeń.
- Gdzie? - zapytał Siekacz oschle. W
jego pojęciu profesjonalizmu, życzliwość nie istniała.
- O tu z boku - wyszeptała Szóstka.
- A tak, widzę, widzę. Fatalna
sprawa.
- Naprawdę?
- A co pani sobie myśli? Myło się?
- Nie za często.
- Nie za często, ha. Myśli pani, że
ja nie wiem? - Siekacz uniósł się z wyższością. - Przecież ten
dentysta już wygląda na zaśmiardniętego w połowie! Nie bolało
wcześniej?
Szóstka rozważyła odpowiedź. Mogła
wyjść na idiotkę albo na kłamczucha. - Trochę tam bolało, ale
zawsze przechodziłam jakoś i przestawało. Ja bólu aż tak nie
czuję, odporna jestem.
Siekacz westchnął. - Nie myje i nie
reaguje jak się coś dzieje... Co z takimi pacjentami robić?
- Niech pan ratuje!
- Nie ma nadziei - odrzekł Siekacz. -
Trzeba się go pozbyć.
- Och nie!
- Niestety proszę pani. To jest
rozpacz. Fartuch ma już brązowy, wiertełka tępe, głowkę
przekrzywioną. Lada moment kipnie i zrobi się z niego ząbi - po co
to pani - oszczędzimy tylko bólu.
- Ale jak ja teraz będę chodzić -
bez dentysty? - Szóstka znajdowała się na progu histerii.
- Jakaś kara musi w końcu być. Nie
uczyli pani wierszyka? - "Pucuj z rana, pucuj w nocy, dentysta
nie zgnije, uśmiech uroczy".
Szóstka zachlipała. - Uczyli, ale
ja... - reszta zdania zginęła w szlochu, a zaśmierdnięty dentysta
trząsł się razem z nieszczęśliwą właścicielką.
Teraz dla odmiany zawstydził się
Siekacz. - Och już dobrze dobrze. Proszę nie płakać. Trochę pani
tak pochodzi, a jak się zagoi to wstawimy protezę... no.
- Naprawdę?
- Co prawda taki plastikowy to nie to
samo co własny, ale nikt się nie pozna, nawet z bliska. A on proszę
pani, nawet nie zżółknie na starość, wystarczy proszkiem
przypucować. I nawet będzie głosem z taśmy mówił - "Proszę
wypłukać", jak ten prawdziwy.
- Och, cuda teraz robią. Dobrze, że
takich czasów doczekaliśmy - Szóstka otarła łzy.
- Żeby pani wiedziała złotko, to co,
dajemy znieczulonko?
- Poproszę.
Siekacz wbił strzykawkę w głowę
dentysty, dociskając ją aż igła dotarła do brzucha. Gdy mała
postać pęczniała od płynu, jej oczy wybałuszyły się, jakby
przerażone niespodziewanym końcem egzystencji.
- To nie będzie bolało - obiecał bez
przekonania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz