Poniżej znajdziecie najciekawsze płyty z okolic metalu i hard rocka z roku 2011. Nie starałem się uwzględnić wszystkiego, a zwłaszcza rzeczy, które leżą poza moimi głównymi zainteresowaniami (czyli nie ma np. death metalu, choć nowego Vadera trochę w tym roku słuchałem) i nie czuję się w nich aż tak kompetentny. Dołączyłem też parę słów o teledyskach bo od kiedy zacząłem je kręcić, przykładam do nich większą wagę. Jeśli ktoś odkryje dzięki tej ściągawce coś nowego i ciekawego to proszę o komentarz.
Megadeth – TH1RT3EN. Kto by pomyślał, że to dla mnie będzie płyta roku? Naprawdę niespodziewany powrót do formy po latach zapaści, miotaniu się i poszukiwaniu korzeni. Na taką płytę czekałem od Cryptic Writings, albo i wręcz Youthanasii. Teledysk do świetnego numeru, ale taki sobie... Oryginalny pomysł, niestety nie dość zabawny, a chyba o to chodziło. Ciekawe, że w garniturze Dave wygląda jak Angus Young jakieś 20 lat temu.
Channel Zero - Feed 'Em with a Brick. Długo przeze mnie oczekiwany powrót świetnego belgijskiego zespołu post thrashowego, szkoda że tak mało u nas znanego. Płyta z nowym gitarzystą w składzie może mnie nie powaliła, ale to i tak naprawdę kawał solidnego grania. Ciężko, z mięchem, ale bez ekstremy. To jest to. Z całego zestawu właśnie z tym zespołem czuje największe muzyczne pokrewieństwo. Płytę wyprodukował Logan Mader (ex-Machine Head), może ciut nazbyt nowocześnie jak na potrzeby tego Channel Zero, można się sprzeczać. Na pewno szkoda, że właśnie do tego gościa nie uderzył Anthrax, który stał właściwie przed takim samym zadaniem transformacji na nowe czasy.
Pierwszy teledysk całkiem całkiem, niezła scenografia i różne dziwności, acz przeważa zespół i trochę się robi zbyt konwencjonalnie.
Drugi clip to już masówka. Za to muzycznie ciekawie.
Opeth - Heritage. Cóż za niesamowity zespół. To druga ich płyta bez elementów deathmetalowych, ale wcale nie brzmi jak ta pierwsza (czyli Damnation), a jednocześnie cały czas trzyma bardzo charakterystyczny styl Opeth. Mike nie growluje (trudno mi tego żałować), za to bardziej śpiewa w klasycznym rockowym stylu, czego wcześniej praktycznie nie robił ograniczając się w czystych partiach do bardziej delikatnego podejścia. Płyta brzmi bardzo naturalnie, staroszkolnie... Prawdziwa ulga dla uszu po skompresowanych dynamicznie naleśnikach.
Teledysk bardzo ciekawy. Klimatyczny, abstrakcyjny, niepokojący, z nawiązaniami do lat 60 / 70. Przede wszystkim świetnie wpasowujący się w estetykę Opeth i płyty. Dopiero pisząc ten tekst i oglądając go po raz trzeci zajarzyłem, że jest on hołdem dla Jesusa Franco (zbieżność imion i nazwisk przypadkowa – przyp. red.), hiszpańskiego reżysera awangardowych horrorów erotycznych. Przepraszam za popisywanie się wiedzą filmową, ale za dwukrotne obejrzenie Female Vampire poza bólem głowy coś mi się jeszcze należy.
Clip na VIMEO
Sebastian Bach - Kicking And Screaming. Naprawdę miła niespodzianka po koszmarnej płycie jaką było Angel Down. Soczysty kawał hard rocka, a do tego jakie brzmienie!!! Przypomina trochę inne produkcje Boba Marlette, takie jak pierwsza solowa płyta Iommiego czy Brutal Planet Alice'a Coopera. Bas i stopa wyskakują z głośników. Płyta niestety nie jest bez wad - wysokie wokale Bacha są czasem nieznośne, a balladki mógłby sobie darować. Mimo wszystko polecam
Teledysk... Cóż. Jak ktoś się chce przekonać jak wygląda zespół Bacha tudzież jego aktualna dziewczyna, to proszę bardzo.
Whitesnake - Forevermore. Niezła płyta, niestety brzmieniowo zabita przez mastering. Za bardzo w pamięć nie zapada, ale trudno - i tak zawsze miło posłuchać nowego Whitesnake. Teledysk typowy. Zauważyłem że dla odmiany ten David na starość się zrobił podobny do Alice'a Coopera. Hmm...
Chickenfoot - III. Wbrew nazwie, dopiero druga płyta amerykańskiej supergrupy stworzonej przez Joe Satrianiego, dwóch byłych członków Van Halen i Chada Smitha z Red Hotów. W przeciwieństwie do pierwszej, tym razem udana! Bezpretensjonalny, amerykański hard rock. Teledysk... jest, muza lepsza.
Clip na VIMEO
A tu kawałek zaangażowany społecznie (ciężki los Amerykanów) z takim też teledyskiem. Proste, z pomysłem i fajne.
Black Country Communion - II. Kolejna druga płyta kolejnej supergrupy hardrockowej. Ta dla odmiany mniej mi się podoba niż debiut z 2010, trochę za dużo kawałków w solowym stylu Glenna Hughesa, no i brzmienie skopali (ofiara głośnego masteringu, kiedy oni się nauczą?). Mimo tych defektów, jest to poziom iście kosmiczny na dzisiejszej scenie muzycznej, stąd na pewno płyta godna polecenia, a ja wiele razy będę do niej wracał. Proteza clipa:
(muzyka zaczyna się po minucie ściemniania)
Devin Townsend Project - Deconstruction. Po raz pierwszy poczułem się zawiedziony przez gościa, którego spokojnie mogę określić, jako mojego muzycznego guru. Devy to dla mnie Frank Zappa metalu. W 2011 wydał dwa albumy wieńczące tetralogię rozpoczętą rewelacyjnym, choć bardzo stonowanym Ki i całkiem niezłym Addicted. Ghost to płyta ambientowa, ale niestety nie dark ambientowa... Nuda. Z kolei Deconstruction miał być w tej czwórce albumem ciężkim, odpowiednikiem tego co Dev robił ze Strapping Young Lad, więc oczekiwanie było ogromne. Niestety... Prawdziwy chór, prawdziwa orkiestra (z Czech rodem) sprawiły, że wyszły z tego jakby dwa różne albumy, które ktoś puścił równocześnie. Ale... Całe szczęście Devy zrobił teledysk do utworu Juular i muszę przyznać, że dzięki niemu trochę bardziej polubiłem tę płytę. Teraz dzieli się na Juular i całą resztę. Klip jest dosłownie odjazdowy i z pewnością od czasu genialnej Vampiry (kocham absolutnie) najlepszy jaki Devy wypuścił. Mam trochę niedosyt, coś by się w nim jeszcze przydało, jakaś zmiana w trakcie. Ale i tak jest to metalowy clip roku. W tym zestawie, Opethu nie licząc, najwięcej w nim też tego artystycznego sznytu, po który wykonawcy metalowi zbyt często nie sięgają.
Venom - Fallen Angels. Na poprzednich płytach doszli już do dna, a teraz odbijają się w górę. Całe szczęście dotyczy to także brzmienia, choć tu wciąż klimaty mocno lo fi. Ja chcę Resurrection część 2 !!!
Iced Earth - Dystopia. Pierwsza płyta z nowym wokalistą. Godne uwagi, na pewno trochę odzyskali formę. Teledysk najwyraźniej zamówiony w McDonaldzie z menu teledysków metalowych. Następnym razem poproszę z podwójnym serem.
Devildriver - Beast. Kolejna solidna płyta DD, nieodróżnialna od poprzednich. Teledysk niby zrobiony zawodowo, ale straszliwie typowy. Mimo wszystko, do posłuchania.
Sepultura - Kairos. Nigdy nie byłem wielkim fanem Sepy, stąd miła niespodzianka, że płyta mi się wkręciła. Perełką jest cover Ministry, a wieprzem cover Prodigy (faktycznie jest to tylko bonus track, więc nie ma się co nad tym znęcać). Jak dla mnie najlepsza ich płyta od czasu... Roots! Producentem był Roy Z. Ten facet to dopiero jest nierówny. Ma na koncie jedne z najlepszych produkcji metalowych ever i tak fatalne, że aż trudno uwierzyć, że to zawodowiec robił. Tegoroczna Sepa należy do tej pierwszej. Oby tak dalej. Clipu nie odnotowano.
Cavalera Conspiracy - Blunt Force Trauma. Tymczasem dwie podpory starej Sepy coraz lepiej sobie poczynają. Debiut był niezły, ale druga płyta naprawdę daję radę. Brzmieniowo rewelacyjnie, istna potęga. Zaglądam czyje to dzieło... Max Cavalera, ale całość nagrał, zmiksował i zmasterował wspomniany wcześniej Logan Mader! Coraz bardziej podziwiam gościa.
Clipa można sobie darować, jeśli ktoś już słyszał płytę.
Samael - Lux Mundi. Muzycznie i brzmieniowo panowie wreszcie wrócili do swojego najlepszego okresu, czyli okolic Ceremony of Opposites oraz Passage. Płyta mi się podobała, acz bez rewelacji. Teledysk jakiś jest... jakiś.
I tyle płyt dobrych, choć jeszcze parę godnych uwagi lecz niepowalających by się znalazło. Największa porażka (nie licząc Lulu, bo to raczej wydarzenie poza kategorią muzyczną) to tak długo oczekiwany Anthrax w złotym składzie. Fantastycznej scenicznej energii zespołu po raz kolejny nie udało się przełożyć na płytę. Od strony brzmieniowej też rzecz nietrafiona, na siłę nowoczesna, dynamicznie płaska. Szkoda.
Na koniec może nie najlepszy, ale za to na pewno najbardziej czadziorski clip roku grupy Alternate Reality Szybko zdobywa popularność wirusową w internecie. Oto epicki fantasy punk (chyba miał być metal, ale muzycznie zdecydowanie bliżej punka jest). Anarchy in the Camelot!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz